"Ks. Woźny był najpierw człowiekiem głębokiej modlitwy. Już w czasach formacji seminaryjnej napisał: „Muszę być mężem modlitwy. Jeżeli innych mam nauczać, to tyle muszę się modlić, ile chcę zrobić”.

Te słowa konsekwentnie realizował później w swoim życiu kapłańskim. Obok nabożnego sprawowania ofiary Mszy Świętej, brewiarza kapłańskiego, różańca, codziennie odprawiał Drogę Krzyżową. Parafianie widzieli go często klęczącego na adoracji przed Najświętszym Sakramentem."  Umiłowani w Chrystusie Panu Siostry i Bracia!

1. Dzisiejsza Ewangelia ilustruje nam przykład wiary, która rodzi się ze słuchania. W pewnym momencie Zacheusz „usłyszał” że Jezus nadchodzi oraz, że - po spotkaniu z Jezusem - życie ślepego żebraka siedzącego przy drodze do Jerycha uległo całkowitej przemianie. Być może słyszał również echo przypowieści o celniku usprawiedliwionym na skutek pokornej modlitwy o miłosierdzie Boże. Wiedział zapewne, że Jezus powołał innego celnika, Lewiego, do grona Jego uczniów.

Zacheusz zdawał sobie przy tym sprawę z tego, iż jest grzesznikiem; jest człowiekiem wzbogaconym dzięki brudnym pieniądzom. Wiedział, że zdobyte nieuczciwie bogactwo stało się dla niego zastępczym sensem życia. Z tego powodu ludzie nim pogardzali. Nie mógł liczyć na ich szacunek, ani na szczerą przyjaźń. Prawdopodobnie dlatego pragnął spotkać Jezusa twarzą w twarz. Może zastanawiał się nad sobą i pragnął spotkać Jezusa, a wraz z Nim, dokonać decydującej zmiany duchowej.

Owo „słyszenie” wzbudziło w nim gorące pragnienie „zobaczenia” Jezusa. „Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć” (Łk 19,3-4).

To, co stało się z Zacheuszem pokazuje, że zbawienie jest wzajemnym poszukiwaniem się dwóch miłości: miłości Boga do człowieka, która w tajemniczy sposób otwiera sobie drogę do serca człowieka, i miłości człowieka do Boga, która niespodziewanie budzi się w człowieku nawet tam, gdzie wydaje się to niemożliwe. Jezus wchodzi do domu grzesznika. Dobroć Syna Bożego wyzwala dobro w Zacheuszu; nawraca się, naprawia uczynione zło i zdobywa się na hojność wobec ubogich. „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Tak dokonują się narodziny nowego człowieka; duchowe zmartwychwstanie, którego owocem staje się radość i święto w całym jego „domu”.

2.Podobne duchowe drogi wiary - przebiegające od „usłyszenia” o Jezusie, aż do „ujrzenia” Go i zmiany własnego życia – obserwujemy w Kościele często, zwłaszcza przy okazji spowiedzi. Na tych drogach niezastąpioną rolę odgrywają ci ludzie, którzy głoszą nam słowa Chrystusa i opowiadają o Jego zbawczych czynach.

Dzisiaj chciałbym zwrócić Waszą, Drodzy Bracia i Siostry, uwagę na osobę pewnego wybitnego głosiciela Chrystusa, żyjącego w stosunkowo bliskim nam czasie, a mianowicie na osobę księdza Aleksandra Woźnego, w związku ze staraniem Archidiecezji o jego beatyfikację.  

Ks. Woźny urodził się w 1910 roku w podpoznańskim Uzarzewie, jako ósme dziecko swoich rodziców. Uczęszczał do gimnazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu, które wydało wielu znakomitych ludzi. Po zdaniu matury - w 1928 roku – wstąpił do wyższego seminarium duchownego w Gnieźnie, a następnie przygotowywał się do kapłaństwa w Poznaniu.

Już w seminarium duchownym potwierdziła się w jego życiu reguła, iż „święci rodzą świętych”. Jego duchowym przewodnikiem był sługa Boży ks. Aleksander Żychliński, profesor teologii dogmatycznej. Jego ojcem duchownym i rektorem w pierwszych latach formacji seminaryjnej był przyszły biskup, błogosławiony ks. Michał Kozal. Trzy ostatnie lata seminaryjne jego rektorem był sługa Boży – ks. Kazimierz Rolewski. Święceń kapłańskich udzielił diakonowi Woźnemu i kierował go na kolejne placówki duszpasterskie kardynał August Hlond, Prymas Polski, którego proces beatyfikacyjny jest bardzo zaawansowany. Czerpiąc wzory z takich osób, ks. Woźny jako kleryk napisał w swoim pamiętniku: „Panie mój i Zbawicielu, Jezu Chryste! Ślubuję Ci miłość do końca życia. Nie już obok Ciebie i niżej Ciebie i nad Ciebie nic ma zajmować miejsca w sercu Mojem. Wszystko, o mój Jezu, pragnę dla Ciebie zachować. [...] Chcę Ci być wiernym aż do wieczności” (z pamiętnika kleryka A. Woźnego – 11 czerwca1932 roku).

Po święceniach kapłańskich - które otrzymał 10 czerwca 1933 roku - ks. Aleksander pracował jako wikariusz w parafii pw. św. Stanisława Kostki na Winiarach w Poznaniu. Następnie w parafii katedralnej, a potem w parafii pw. Matki Bożej Pocieszenia w Borku. Tam zastała go II wojna światowa. Wiosną 1940 roku – wraz z setkami innych księży naszej Archidiecezji - został aresztowany przez Gestapo i osadzony w obozie koncentracyjnym Buchenwald, a następnie w Dachau.

Po wyzwoleniu z obozu i powrocie do Poznania - w sierpniu 1945 roku - został mianowany proboszczem parafii pw. św. Jana Kantego w Poznaniu. Tę funkcję pełnił aż do śmierci, przez 38 lat. Jego gorliwa praca duszpasterska została przerwana przez kolejne bolesne doświadczenie, jakim było uwięzienie go w czasach stalinowskich - za opowiedzenie własnymi słowami listu pasterskiego Konferencji Episkopatu Polski w sprawie Caritasu, którego władze zabraniały czytać.

W początkach lat siedemdziesiątych ks. prałat Woźny rozpoczął starania o budowę nowego kościoła. Zanim zamieszkał w nowej plebanii, przez 35 lat zajmował bardzo skromne mieszkanie w starym budynku kościelnym. Miał tam dwa pokoje, z których jeden był do jego dyspozycji, drugi natomiast służył jako wspólna jadalnia.

Ks. Woźny był najpierw człowiekiem głębokiej modlitwy. Już w czasach formacji seminaryjnej napisał: „Muszę być mężem modlitwy. Jeżeli innych mam nauczać, to tyle muszę się modlić, ile chcę zrobić”. Te słowa konsekwentnie realizował później w swoim życiu kapłańskim. Obok nabożnego sprawowania ofiary Mszy Świętej, brewiarza kapłańskiego, różańca, codziennie odprawiał Drogę Krzyżową. Parafianie widzieli go często klęczącego na adoracji przed Najświętszym Sakramentem. 

On żył duchem dzięcięctwa Bożego, przypomnianym Kościołowi przez św. Teresę od Dzieciątka Jezus. Duch ten wyraża się w całkowitym i ufnym oddaniu się Bogu jako Ojcu i w osobistej pokorze. Ci, którzy mieli łaskę osobiście poznać ks. Aleksandra tym byli najbardziej urzeczeni.

Był człowiekiem głęboko maryjnym – i podobnie jak mówił o sobie bł. Jan Paweł II – był człowiekiem zawierzenia. Jego kazania i rekolekcje cechowała niezwykła prostota, głębia, gorliwość, jak i realizm wyniesiony z tradycji wielkopolskiej. W ostatnich latach wydano drukiem wiele jego nauk i publikacje te znajdują ciągle nowych czytelników.

Mimo licznych obowiązków - przez wszystkie lata swojego kapłaństwa – był też niezwykle gorliwym spowiednikiem. Słuchał spowiedzi na każde wezwanie. Oczekiwał penitentów od wczesnych godzin rannych do późnych godzin wieczornych. Z tego tytułu nazwano go „więźniem konfesjonału”. Pracę w konfesjonale postrzegał jako jeden z najważniejszych darów ofiarowanych mu przez Boga. Pan Bóg posłużył się nim, aby nawrócić wielu ludzi. Nie tylko z Poznania, ale z całej Polski cisnęli się do jego konfesjonału penitenci szukający rozgrzeszenia i kierownictwa duchowego.  

Cierpienia przeżywane w zjednoczeniu z Chrystusem nadały duszy ks. Aleksandra szczególny rys. Nigdy się nie uskarżał, nie czynił z siebie bohatera. Jeszcze jako kleryk w swoim duchowym pamiętniku zapisał: „Kapłan musi cierpieć, ponieważ się bez cierpienia nie zbawi. Kapłan chce cierpieć, ponieważ wie, że to jest istotnym warunkiem szczęścia”. Mimo licznych krzyży był on zawsze człowiekiem pogodnym, radosnym i szczęśliwym w kapłaństwie.

Ten gorliwy kapłan, znakomity kaznodzieja, niestrudzony spowiednik i rekolekcjonista, krajowy duszpasterz kobiet, kapłan rozumiejący potrzebę apostolstwa świeckich – zmarł 21 sierpnia 1983 roku.

Podczas obrzędów pogrzebowych odczytano jego „List do parafian”, który był świadectwem jego wielkiej miłości do całej wspólnoty parafialnej: „Proszę, abyście brali na serio to, co Wam głosiłem jako naukę Bożą, abyście brali na serio odpowiedzialność przed Bogiem sprawiedliwym i miłosiernym, abyście nie nadużywali Miłosierdzia Bożego. Dlatego błagam tych, którzy trwają w grzechach i robią zgor­szenie przez udawanie małżeństwa żyjąc bez ślubu kościelne­go, aby rozeszli się zawczasu i naprawili zgorszenie” (Poznań, 21 października 1976 roku).

3. W czasie 362. zebrania plenarnego Konferencji Episkopatu Polski, które miało miejsce we Wieliczce (22.06.2013) księża biskupi wyrazili zgodę na wystąpienie do Stolicy Apostolskiej o aprobatę dla rozpoczęcia jego procesu beatyfikacyjnego.
 
W odpowiedzi na moją prośbę, Kongregacja ds. Kanonizacyjnych wydała zgodę (nihil obstat) na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego ks. Aleksandra Woźnego na szczeblu diecezjalnym.

W związku z tym proszę wszystkich, którzy posiadają jakiekolwiek rękopisy ks. Aleksandra Woźnego, aby je udostępnili celem dopełnienia wymogów procesowych. Proszę również o poinformowanie Trybunału procesowego o wszelkich łaskach, otrzymanych za wstawiennictwem księdza Aleksandra.

Bł. Matka Teresa z Kalkuty powiedziała kiedyś: „Dajcie nam świętych kapłanów, a święte będą rodziny, młodzież i dzieci, i przemieni się świat, na którym żyjemy”. Módlmy się więc razem, aby - jeśli to jest wolą Bożą – ks. Woźny dostąpił chwały ołtarzy. Prośmy również Boga o nowe, święte powołania kapłańskie, zakonne i misyjne, aby nie zabrakło w Kościele pasterzy na wzór Chrystusa, wiecznego Kapłana i Pasterza dusz naszych. Tak, „świat potrzebuje świętych, podobnie jak miasto, w którym szaleje zaraza, potrzebuje lekarzy”.
Na wzrastanie w osobistej świętości wszystkim - i każdemu z Was z osobna - z serca błogosławię!

 + Stanisław Gądecki
Arcybiskup Metropolita Poznański
Poznań, dnia 3 listopada 2013 roku